Gierałtowski czas już za
nami …
Czas beztroski, słońca,
radości ... dający odpowiedź na pytanie: co jest w życiu dla nas ważne, cenne i
dobre ?
Patrząc na nasze cudne
przewodniczki, byłam pod wrażeniem z jaką uwagą i troską patrzą na drugiego
człowieka.
Swoją łagodnością,
uśmiechem i taktem wyciszały nasze lęki, troski i chwilowe zmiany nastroju.
Z zaangażowaniem i
otwartością inspirowały do działania, a my dzięki temu mogliśmy zmieniać utarte
stereotypy na wybory wynikające z potrzeby naszych serc.
Jakież te dni były urocze,
bajkowe i niepowtarzalne …
Lipcowe łąki zalane
słońcem, zapach ziół i traw wszelakich unoszących się nad nimi.
Wspólna praktyka jogi,
radości, taneczne pląsy przy ognisku, biesiady przy wegetariańskich smakołykach.
A poranną praktykę jogi
(połączoną z medytacją) nieopodal „pola pachnącej mięty” – czy można zapomnieć?
Otuleni zapachem
aromatycznych ziół, obserwowaliśmy błękitnoskrzydłe motyle unoszące się nad
naszymi głowami.
Wieczorne koncerty, które
były dziełem Arlety - dziewczyny o słowiańskiej urodzie, wprowadzały nas w
wieczorny błogostan.
Spontaniczny wypad do
pobliskiego Wapiennika, wspaniały relaks w japońskim ogrodzie, a któż mógłby
zapomnieć wizytę u Piotra?
Codzienna praktyka
jogi pod pełnym łagodności spojrzeniem Ani, nie tylko pozwalała uelastycznić
nasze ciała, ale również stawała się „areną” do wybuchów spontanicznego śmiechu.
W końcu to też forma
naszej urlopowej aktywności.
Wieczory pełne magii i
czarów przy ognisku, gdzie utuleni ciepłem ognia i zasłuchani w otaczającą
przyrodę mogliśmy oddać się kontemplacji.
Było różnorodnie, bajkowo
i niepowtarzalnie.
Niewątpliwie przepiękne
chwile, których wspomnienia ogrzeją nas w jesienne wieczory.
Alicja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz